Polecane
Kategoria: Inne
Śmiertelna bezsenność

Wszyscy wiemy, że jest nam potrzebny i większość z nas chce go więcej, niż może mieć

Nikt jednak nie potrafi wyjaśnić, dlaczego śpimy i co sprawia, że śnimy.
Dlaczego śpimy? Ponad 80 lat od dnia powstania pierwszego na świecie laboratorium snu, mimo intensywnych badań nad śpiącym mózgiem, wciąż nie znamy odpowiedzi na to pytanie. Sen i marzenia senne wciąż należą do największych tajemnic ludzkiego organizmu. Są niezbędne do życia, ale też niewytłumaczalne i frustrująco bezproduktywne.
Sen zajmuje jedną trzecią życia. Wyobraźmy sobie te wszystkie możliwości, gdybyśmy tylko mogli się bez niego obejść. To tak, jakby do przeciętnej długości życia dodać 25 czy 30 lat – ogromny zysk, za cenę utraty jedynie paru godzin drzemki.

Idea ta fascynuje nie tylko naukowców. W londyńskim centrum Wellcome Collection trwa wystawa zatytułowana "Sleeping and Dreaming". Ciemne, nastrojowo podświetlone sale mieszczą ponad 200 eksponatów obrazujących naukową analizę snu oraz powiązane z nim społeczne i kulturowe obszary naszego życia. Są tu między innymi dzieła Goi, Henry’ego Fuseliego i Catherine Yass. Choć sen jest niezbędny do życia, większość z nas ma poczucie jego niedoboru. Dotyczy to nawet tych, którzy mają swój dom i wygodne łóżko. Jesteśmy narodem cierpiącym na bezsenność. Dwie trzecie Brytyjczyków narzeka na kłopoty ze snem. Bezsenność stała się zjawiskiem tak powszechnym, że zdaniem lekarzy już sam strach przed nią stanowi problem natury medycznej. Największym wrogiem snu jest bowiem obawa, że będzie go za mało.

Większość z nas w razie sporadycznego braku snu może nadrobić zaległości w ciągu kolejnej nocy, w międzyczasie normalnie funkcjonując. Jednak przedłużająca się bezsenność jest wyniszczająca. Każdy, komu zdarzyło się nie przespać dwóch, trzech nocy, zna to uczucie – alarm senny wzywa nieubłaganie. Peter Tripp, nowojorski prezenter radiowy, jako jeden z pierwszych, i to publicznie, poznał koszt braku snu. W styczniu 1959 roku wziął udział w "wakeathonie" – maratonie bezsenności. Celem akcji było zebranie funduszy na badania nad polio. Tripp wytrzymał bez snu 201 godzin, prowadząc w tym czasie audycje z Times Square. W miarę upływu czasu stawał się coraz bardziej agresywny, dostał halucynacji i zaczął podejrzewać swoich pomocników o spisek. Mimo to był w stanie –korzystając wprawdzie z pomocy niezidentyfikowanych środków wspomagających – każdego dnia przez trzy godziny występować na antenie.

Przeżył eksperyment, a objawy irytacji i paranoi zostały rozpoznane jako typowe konsekwencje skrajnego braku snu. Później jednak Tripp miał kłopoty osobiste i zawodowe, które zawsze już wiązano z jego rekordowym wyczynem. Niedługo po "wakeathonie" został oskarżony w słynnej aferze Payola. Uznano go za winnego przyjmowania łapówek od wytwórni płytowych. Był skompromitowany i nigdy już nie zdołał odbudować swojej kariery. Czterokrotnie się żenił i rozwodził. Zmarł w 2000 roku w wieku 73 lat. Jego pierwsza żona twierdziła, że po "wakeathonie" stał się innym człowiekiem.

Co gorsza, nie zdołał nawet utrzymać rekordu. W styczniu 1964 roku Randy Gardner wytrzymał bez snu 11 dni. On również doświadczył halucynacji i stawał się coraz bardziej nieprzyjemny dla otoczenia, choć tym razem ponoć obyło się bez wspomagaczy. Zamiast tego przyjaciele zabierali go na spacery i zmuszali do robienia pompek, gdy tylko wykazywał oznaki senności. Kiedy wykonał zadanie, spytany, jak tego dokonał, stwierdził: "Po prostu przewaga umysłu nad materią", po czym położył się i spał piętnaście godzin.

Nad autentycznością rekordu Gardnera czuwał William Dement, profesor psychiatrii ze Stanford School of Medicine. Jego pismo, sporządzone na podstawie obserwacji zapisu elektroencefalogramu (EEG), jest jednym z eksponatów zgromadzonych na wystawie.

O ile Tripp i Gardner badali granice bezsenności, to jej niszczące, czasem wręcz katastrofalne skutki dają o sobie znać bardzo wcześnie. Zwiedzający wystawę w Wellcome Collection mają okazję obejrzeć kamienie utaplane w oleistej mazi oraz probówki z młodymi, zdeformowanymi łososiami. Są to konsekwencje katastrofy tankowca Exxon Valdez u wybrzeży Alaski w marcu 1989 roku. 260 tysięcy baryłek ropy naftowej wylało się do morza, powodując jedną z największych katastrof ekologicznych w historii. Eliminowanie jej skutków kosztowało dwa miliardy dolarów. Jak wykazało dochodzenie Krajowej Rady Bezpieczeństwa Transportu, główną przyczyną tragedii było przemęczenie załogi.

Brak snu był również powodem awarii reaktorów jądrowych w Czarnobylu i w amerykańskiej elektrowni Three Mile Island, a także katastrofy statku kosmicznego Challenger, w której zginęło siedmioro astronautów.

Patrząc z bardziej przyziemnego, choć nie mniej istotnego punktu widzenia wiadomo, że zmęczenie jest główną przyczyną wypadków drogowych. Naukowe filmy przedstawiające kierowców prowadzących symulatory pojazdów, ukazują przerażające konsekwencje braku snu. Mruganie powiekami staje się coraz częstsze, oczy zaczynają się zamykać, a samochód zjeżdża z drogi i ląduje – jak było w jednym przypadku – w środku pola. Eksperyment przeprowadzony został przez Politechnikę Berlińską we współpracy z firmą Volkswagen w ramach badań nad specjalnym wykrywaczem działającym na podczerwień. Ma on być montowany w samochodach i reagować sygnałem alarmowym w chwili, gdy u kierowcy wystąpią oznaki senności.
Wirtualne wypadki samochodowe nie są jednak aż tak przerażające, jak historia Michaela Corke’a. Ten nauczyciel muzyki z Chicago zmarł w 1993 roku z powodu bezsenności. Na amatorskim filmie wideo widać jego ostatni szkolny koncert. Corke podchodzi chwiejnym krokiem do podestu dyrygenckiego, podnosi batutę, wygląda, jakby miał 90 lat. W tym momencie miał za sobą dwa miesiące bez snu. Niedługo potem został przyjęty do szpitala uniwersyteckiego w Chicago. Początkowo lekarze zdiagnozowali stwardnienie rozsiane. Zdjęcia prezentowane na wystawie ukazują Corke’a leżącego w szpitalnym łóżku. Ledwie mógł mówić. Nie spał od 130 dni. Dawką środków uspokajających, jaką podali mu lekarze, można by wywołać śpiączkę u każdego normalnego człowieka. Na Corke’a leki nie działały. Wreszcie stwierdzono u niego śmiertelną bezsenność rodzinną – rzadką chorobę genetyczną, na którą nie wynaleziono lekarstwa ani terapii. Nauczyciel zmarł w wieku 42 lat po sześciu miesiącach bez snu. Chorobę zidentyfikowano dotychczas u 25 rodzin na całym świecie.

Wysiłki zmierzające do zrozumienia przyczyn bezsenności i roli snu podejmował już Arystoteles, który jako pierwszy analizował sen w sposób metodyczny. W traktacie "O śnie i bezsenności" twierdził, że powodem tej ostatniej jest schłodzenie serca. Inni greccy filozofowie i medycy przekonywali, że przyczyny leżą w izolacji ciała od zmysłów. Dla nich jednak to rozum, a nie serce, był centrum percepcji zmysłowej organizmu.

Musiało minąć 2 tysiące lat, by można było dokładnie przyjrzeć się mózgowi śpiącego. W 1925 roku Nathaniel Kleitman otworzył na Uniwersytecie w Los Angeles pierwsze laboratorium snu. Zespół Kleitmana jako pierwszy zauważył, że sen składa się z różnych faz. Faza REM (ang.: rapid eye movement – szybki ruch gałek ocznych) występuje na przemian z fazą snu głębokiego. Praca Kleitmana stała się fundamentem współczesnych badań nad snem.

Marzenia senne występujące w fazie REM okazują się bardziej produktywne niż mogłoby się wydawać. Paul McCartney twierdził, że pewnego razu obudził się z melodią "Yesterday" w głowie. Robert Louis Stevenson utrzymywał, iż historia Dr. Jekylla i Mr. Hyde’a przyszła do niego we śnie. Dmitrij Mendelejew mawiał, że "zobaczył" tabelę wszystkich pierwiastków, kiedy 17 lutego 1869 roku uciął sobie drzemkę przy biurku. Dwa tygodnie później opublikował pierwszą tablicę okresową pierwiastków.

W latach 60. podobne przypadki zainspirowały przedsiębiorców, którzy postanowili wykorzystać naiwność klientów i sprzedać im koncepcję nauki przez sen. Dużą popularnością cieszyły się języki – wystarczyło umieścić magnetofon przy łóżku, by następnego ranka płynnie mówić po francusku.

W swym najsłynniejszym, wydanym w 1899 roku dziele zatytułowanym "Objaśnianie marzeń sennych" Freud dokonał pierwszej poważnej próby zbadania świata snu. Jednym z najbardziej znanych pacjentów Freuda był człowiek-wilk – bogaty Rosjanin Siergiej Pankiejew. W wieku 17 lat przeżył on załamanie nerwowe, które odbiło się na całym jego życiu. Terapia Freuda skupiła się wokół koszmaru nocnego czteroletniego Pankiejewa. Rosjaninowi śniło się wówczas, że otworzył okno i zobaczył pół tuzina wilków siedzących bez ruchu na drzewie. Freud doszedł do wniosku, że sen ów był odzwierciedleniem "sceny pierwotnej" – Pankiejew widział, jak jego rodzice uprawiają seks.

Choć współczesnym odbiorcom wywody Freuda mogą się wydawać przestarzałe i wydumane, to jego teoria, zgodnie z którą "treść jawna" snu (to, co ukazuje się śniącemu) powstaje na skutek nieuświadomionych pragnień, przetrwała próbę czasu. Freud doszedł do wniosku, że analiza treści jawnej pozwala na prześledzenie pragnień, które są zbyt bolesne i niepokojące dla człowieka, by mógł się do nich przyznać wprost. Sny stały się zatem "królewską drogą do podświadomości".

Dziś zwykło się odrzucać teorie Freuda jako błędne. Mimo to profesor Mark Solms, neurochirurg z Królewskiej Akademii Medycznej w Londynie pisze w katalogu do wystawy, że badania prowadzone na przestrzeni ostatnich stu lat potwierdzają poglądy słynnego Austriaka. "Najnowsze analizy z zakresu neurobiologii dają wszelkie powody, aby poważnie traktować radykalną hipotezę, po raz pierwszy sformułowaną przez Freuda, że sny są zjawiskiem umotywowanym, zależnym od naszych pragnień". "W rzeczywistości – pisze dalej Solms – pewne aspekty pracy Freuda na temat marzeń sennych są na tyle zgodne z dostępnymi obecnie danymi z zakresu neurobiologii, że osobiście uważam, iż należałoby przyjąć model freudowski jako wyznacznik dla kolejnych etapów dociekań neurobiologicznych".

Co dalej? To zależy w równym stopniu od potrzeb globalnej gospodarki, jak też pragnień jej mieszkańców. Nowoczesne, dwudziestoczterogodzinne społeczeństwo, wraz z jego całodobowymi usługami, radykalnie zmieniło nasze zachowania senne. Snu współczesnego pracownika nie regulują już zegary biologiczne, ale budziki, oświetlenie elektryczne i sztuczne wspomagacze. Krótka drzemka w czasie pracy stała się popularnym rozwiązaniem wśród kadry kierowniczej najwyższego szczebla. Zwłaszcza w Japonii metoda zwana tu "inemuri" jest powszechnie stosowana i traktowana jako świadectwo ciężkiej pracy. Możni, tak samo jak maluczcy, przysypiają, kiedy mogą. Regularny sen – sześć, osiem godzin w wygodnym łóżku – dla wielu stał się luksusem, czymś, o czym mogą jedynie śnić.


autor :Jeremy Laurance żródło The Independent

dodany przez: konto_usuniete (2.50)



Ocena artykułu: 4.26 
Liczba ocen: 7
Odsłon: 13349
więcej w kategorii: Inne

Tagi opisujace artykuł:


Komentarze (0)
Nie dodano jeszcze żadnych komentarzy.


Zaloguj się aby dodać komentarz. Zarejestruj się jeżeli nie posiadasz jeszcze konta.
Kategorie
   

Znajdź Artykuły:

  (wpisz dowolne słowa kluczowe)


Ostatnia Aktywność


Artykuły: Ostatnio Dodane

Najpopularniejsze Tagi