Nie umiem pocieszać. Nie jestem dobra w mówieniu - wszystko będzie dobrze. Jakiś czas temu u męża naszej pani sprzątającej wykryto raka. Obydwoje są młodzi, młodsi ode mnie. Przerażający jest brak właściwych słów gdy dowiadujemy się, że coś złego się stało. Powiedziałam, że mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze i że trzymam kciuki. Wiem, że to nie pomaga za bardzo, sama przerabiałam niedawno strach co przyniosą wyniki i gulę w gardle na myśl, że jednak może nie być dobrze. I za każdym razem gdy ją widzę, pytam się jak ona sobie z tym wszystkim radzi, jak mąż się czuje itd. I czuję się bezradna, że nie mogę nic dla niej zrobić.
Kocham tańczyć, wirować, wsłuchiwać się w rytm muzyki i pozwalać mojemu ciału wyrażać mnie.
Wczoraj miałam okazję potańczyć pierwszy raz od kilku tygodni. Dziś, gdy mięśnie są cudownie zmęczone, gdy wspominam ostatnią noc, wiem, już, że to jest moje lekarstwo na kłopoty. Wczuć się w muzykę i siebie. Nie przejmować się tym, co robią inni i jak reagują na to jak wyrażam siebie.
Taniec jest czymś tak niesamowitym, pozwala wyrazić ból, gniew, radość i smutek, grę zmysłów, pożądanie. Zresztą taniec jest niesamowitą grą wstępną, przynajmniej dla mnie.
Dwa ciała ocierające się o siebie, muzyka, spojrzenia rzucane ukradkiem, ubrania broniące dostępu do nagiej skóry, kropla potu na szyi partnera, której smak czuje się na języku nie dotykając jej...
Lubię spotkania z koleżankami, lubię pogadać o tym co słychać, jak tam w pracy, domu itd. Pośmiać i odstresować się. Odetchnąć innym powietrzem niż w domu i pracy. Spotkać się z zainteresowaniem. Powyglupiać itd. Zresztą każdy potrzebuje obecności innych, nikt nie jest samotną wyspą. Dlatego z niecierpliwością oczekuję jutrzejszego wypadu z dziewczynami.
Mam kryzys siebie. Kolejny raz mam napad wszystko nie tak, wszystko źle. Tak wiem depresję się leczy, ale to trwa. I znów szukam sił w sobie by nie cierpieć, nie pozwolić się ranić. Staram się odnaleść promyk światła w otaczającym mroku. I znów słyszę - kochanie moment gram...
Mamy problemy z netem, od jakiś 2 miesięcy co rusz coś się psuje. Denerwuje mnie to i to bardzo, bo zazwyczaj gdy mam wenę twórczą na pisanie zdycha. Choć ma to też zalety, po dłuższym czasie planowania zabrałam się za spisanie przepisów ze wszystkich książek i gazet jakie mam. Komuś się może wydawać idiotyczne, lecz męczy mnie i to bardzo szukanie niczym pijany zając przepisu po tonach książek i czasopism. Jestem wzrokowcem i często pamiętam, że widziałam coś gdzieś i potem szukam. A tak to przynajmniej bede wiedziec gdzie
ps. tak czasem mi się nudzi