Ta zieleń, ta szara skała... Ta Irlandia już mnie omotała
A propos numerków to, Valdi, kolego, 68, czyli rok, w którym się urodziłeś, kojarzy mi się z wydarzeniami marcowymi, harmonijką to znaczy dokumentem podróży dla bezpaństwowca, emigracją do Australii, z której powróciłem do OJczyzny kiedy już mogłem, w roku pamiętnym 1989-tym. Parę kolejnych lat to były bardzo ekscytujące czasy, przynajmniej dla tłumacza, który z bliska, nie tylko oczyma, ale uszami i językiem obserwował pierwsze po-peerelowskie spotkania Polski z Zachodem. Później Solidarność, nie, z małej litery, solidarność zaczęła rechotać szyderczym śmiechem, dochodząc w ekscesach do spiskowej schizy nabrzmiałej jadem nienawiści. Szkoda, że owa schiza posługująca się rekwizytami chrześcijańskiej miłości i promowana najlepiej odbieralnym sygnałem radiowym w całej Polsce zyskała sobie szerokie rzesze zagorzałych zwolenników. I szkoda, że wcześniej, w okresie transformacji, Polska nie wybrała drogi skandynawskiej, która może zaowocowałaby mniejszym napędzającym tę schizę rozwarstwieniem społecznym między tymi co podołali, a tymi co zostali w pogłębiającej się popegeerowskiej biedzie. Ale cóż, widać nie mogło być inaczej w kraju, który w swoim czasie dał się zhipnotyzować jakimś tam kanadyjskim polonusem, który się chwalił, że hipnotyzował południowo-amerykańskie węże.
Dobra tam i długo by o tym. A dlaczego Strefa9? Dlaczego 9? Z wierszyka nie wynika.
Jeśli zaś o moją ambasadorską misję chodzi to się skończyła zanim się zaczęła. Wracamy bowiem do kraju, aby się tam w pewnych kierunkach dokształcić i uzbroić w odpowiednie certyfikaty, by potem znowu czmychnąć.
Misja miała zasadniczo polegać na organizowaniu imprez w pubach i nie tylko oraz bezpłatnej nauce angielskiego. Np. w Bray takie miejsce bezpłatnego nauczania przez native speakerów już istnieje- Seven loaves and two fishes. Cotygodniowe spotkania zaczną się we wrześniu. Najlepiej skontaktować się z panią Eileen E. Byrnes z Bray Area Partnership, Tel. 286 82 66.

Dodany: 10.08.2010 11:08:58 przez wbibrowski (4.38)


No pięknie, ale zaraz, chwilka
Dziękuję Valdi, dziękuję Strefa, i a propos, czy możecie zdradzić tajemnicę numerków?
Ale Valdi, proszę, bez tych laudacji, bo ja już wiem, że misji ambasadorskiej nie spełnię. Nie tą razą. Trzeba wracać do kraju i się lepiej przygotować do kolejnego podejścia bo zarobkowanie musi poprzedzać działalność charytatywną, chyba że się jest uposażonym od urodzenia.... cdn wieczorem
Dodany: 6.08.2010 10:08:43 przez wbibrowski (4.38)


Z wodą w tle
Właśnie wróciłem z pływalni. Fajna sprawa. Za 50 euro mam prawo wstępu wraz z moim 5.5-latkiem ile razy dziennie chcę przez cały miesiąc. Standard pływalni powyżej tego do czego nowo-z-Polski-przybyły jest przyzwyczzajony. Mały lubi saunę, ja też, czyli się często grzejemy, ale też pobieramy wzajemne nauki - ja uczę go pływania a on mnie uczy mnie jak uczyć. Robimy to nie tak jak to się robi zazwyczaj - płasko, po linii prostej do przodu, ale przestrzennie, poprzez zaprzyjaźnianie się z medium, które umożliwia wszelakie wygibasy w trzech wymiarach. Co wieczór przychodzę na pływalnię samemu, aby jednak raczej płasko i po linii w miarę prostej zrobić te 2 km rozmaitymi stylami w kierunku lepszej jaźni.
A jeśli chodzi o Polonię, drogi Valdi, to tu także mój 5.5-latek służy mi pomocą. Bo na jaki plac zabaw bym z nim nie poszedł, a w okolicy Bray, Greystones jest ich kilka, to wszędzie polskie dzieci, polscy rodzice, czasami nawet tylko. Często korzystam z mojego "ambasadorskiego" chwyciku w formie zagajenia. Myślę że trochę teatru na pierwszy rzut nigdy nie zaszkodzi jeśli to się czyni z należytym przymróżeniem oka. Mamy też chętnych Irlandczyków, ale rzeczy mają ruszyć we wrześniu gdy odświeżony wakacjami pomysłodawca, Centrum Wolontariatu w Bray, znowu zacznie swoją charytatywną działalność przy finansowym wsparciu hrabstwa Wicklow. Natomiast moja bida polega na tym, że jak dotąd nie znalazłem płatnego zajęcia, więc może do końca wakacji nie dożyjemy i jako te duchy blade wrócimy na łono OJczyzny.
Dodany: 5.08.2010 12:12:31 przez wbibrowski (4.38)


Jako VAtEC albo po polsku WASE (woluntaryjny ambasador społeczności etnicznej) Bray i okolicy, albo po prostu jako nowoprzybyły imigrant z Polski zapoznaję się z oficjalną narzędziownią integracji i muszę przyznac jestem pod wrażeniem. Wystarczy wejśc na stronę: http://www.integration.ie/website/omi/omiwebv6.nsf/page/infoformigrants-en
aby również i po polsku, z nieco wprawdzie scyberoidowanym ale łatwym do opanowania akcentem Doktora Googla zostac za rączkę poprowadzonym ścieżkami rozmaitych linków instytucji i agencji rządowych, sponsorowanych serwisów obywatelskich czy też NGO, aby dotrzec do odpowiedzi na wszelkie możliwe pytania dotyczące społecznych ram życia w Irlandii.
Well, maybe it's not that easy when you come face to face with an official who, however patiently he may try, will not be able to get himself Googled up into Polish. So I come to wonder whether it is it at all possible to get migrants to integrate with the locals on a personal, private level when they don't have sufficient grasp of English, and do not have enough incentives to learn it. Our hard working middle-aged Poles do they ever meet their Irish mates in the local pub not to mention in each other's home? Will they ever?
Is that what my ambassadorship should be about? To simply perform the role of a translator.
Trzeba zacząc przygotowywac grunt. Trzeba będzie obalic kilka guinnesow aby pogadac o tym z tubylcami – i zaproponowac siebie jako pubowego tłumacza. Mam tu coś na dowód, że to akurat trochę potrafię. Czy znacie tę wspaniałą pieśń Dona Mc Leana „Starry, starry night”:


?
To posłuchajcie.
A tak w moim wydaniu brzmiało by to po polsku:

Dla Vincenta

Gwiezdna, gwiezdna noc
Twoją paletę barwi granatem
i szarością pruszy.
Wypatrujesz słońca lata
oczyma, które znają mrok mej duszy

Szkicujesz cienie na wzgórzach,
drzewa i narcyzy,
śnieżną taflą płutna
łapiesz łagodny podmuch wiatru
i drapieżny wicher zimy.

Teraz rozumiem co pragnąłeś mi powiedziec,
jak cierpiałeś za twoją jasną myśl,
Jak pragnąłeś ich wyzwolic...
Nie słuchali...
Ale może już cię słyszą dziś.

Gwiezdna, gwiezdna noc.
Płoną kwiaty oślepiających iskier żarem.
Z mgieł fioletu nabrzmiewające chmur pęki
Odbijają twojej chińskiej porcelany błękit.
Szarym bursztynem świta przestrzeń.
Twarde twarze zryte bulem,
skamienieliny żarliwej wiary
twoim spojrzeniem głaskałeś czule.
Twą całopalną sztuce ofiarą
zwróciłeś życiu. Więc trwają... trwają.

Teraz rozumiem co pragnąłeś mi powiedzierpiałeś za twoją jasną myśl,
Jak próbowałeśich wyzwolic...
Nie słuchali...
Ale może już cię słyszą dziś.

Lecz nie umieli cię pokochac, nie wiedzieli jak, nie chcieli.
Aż tej gwiezdnej gwiezdnej nocy
częstym zakochanych losem
odebrałeś sobie życie gdy zabrakło ci nadziei.

I już tylko echo, echo
boleśnie mi brzęczy w uchu:
ten świat zawsze był złym miejscem
dla tak pięknych jak twój duchów.

Gwiezdna, gwiezdna noc.
Linie portretów wzdłóż pustych korytarzy -
Nie obramowane twarze na gołych ścianach
Wzrokiem, który już nigdy nie zapomni rzucają długie cienie.
Jak twoi nieznajomi - szorscy mężczyźni w szorstkich ubraniach.
Srebrne tony w kroplach krwi.
Strzępy oślepiającego światła wgniecione w dziewiczą ziemię.

Teraz wiem już co pragnąłeś mi powiedziec,
Jak cierpiałeś by zachowac jasną myśl,
świat przywrócic prawdzie serca, rządom dusz...
Nie słuchali... wciąż nie słyszą...
Może nigdy nie usłyszą ciebie już
.


Nie, to nie jest słonecznik
Dodany: 9.07.2010 10:40:37 przez wbibrowski (4.38)


kloce, na których spotkałem Jerriego
Szedłem sobie z żoną i synkiem po betonowych klocach wzdłóż głazów plaży w Kilcoole i nagle zobaczyłem rekina jakieś dwadzieścia metrów od linii brzegu.
Ale zaraz. Coś mu się tam widać z płetwami stało, że się tak jakoś dziwnie odrywały szerokim łukiem gdy on cały przewalał się z boku na bok.
No to już wiecie - to nie był żaden rekin, tylko pływak w ciemnoszarej piance, bo przecież w tym morzu bez pianki nie da rady. Przez chwilę przemieszczaliśmy się równolegle, my tu, pływak tam, aż mój synek zaczął się wspinać po głazach. Wspinanie się po głazach plaży w Kilkoole wymaga koncentracji nawet kiedy się to robi samemu, co dopiero gdy wraz z 5.5-latkiem. Więc pływaka straciłem z oczu. Ale gdy powróciliśmy na solidny grunt betonowych kloców prawie że na niego wpadliśmy. Wciąż w swojej piance, na bosaka, ostrożnie człapał w kierunku parkingu.
– For a moment we were thinking that you a shark Or a seal with some really weired fins – zagadnąłem go wprost i za chwilę dowiedziałem się, że ma na imię Jerry. Nabity energią fal i wiatru z entuzjazmem zaczął nam opisywać smak tego sportu, jego orzeźwiającą moc. Co za kontaktowy gość, pomyślałem sobie. I już dowiedziałem się, że udziela się w lokalnym radiu animując rozmaite pogawędki. Zaprosił nas na piknik, który miał się odbyć na lokalnym stadionie piłkarskim najbliższej niedzieli i chyba nieco zziębnięty pognał do samochodu.
Więc w niedzielę pognaliśmy na piknik. Drużyny Południowej Afryki, Ghany, Portugalii, Niemiec, Paragwaju itd złożone z dzieci w rozmaitym wieku rozgrywały mistrzostwa świata. Jerry biegał z mikrofonem zagrzewając maluchów do walki. Szkoda, pomyślałem sobie, że przynajmniej w tych mikro mistrzostwach świata nie znalazła się drużyna reprezentująca Polskę.
Już jako Ambasador Społeczności Etnicznej (po angielsku z dużych liter – zobacz mój profil) zadzwoniłem do Jerriego, żeby go zapytać, czy mógłby mi jakoś pomóc w wypełnianiu tej funkcji. Zaprosił mnie do siebie i kiedy tak sobie gaworzyliśmy na werandzie jego domku, z domku o dwa domki dalej wyszedł jakiś trzydziesto-parolatek. Jerry powiedział mi abym krzyknął coś do niego po polsku. No bo Polak. Zaraz się do nas dosiadł i oto po raz pierwszy od paru lat wzajemnego sąsiedztwa Jerry i Grzegorz wyszli poza rytualne hallo, hey.
Gadaliśmy o tym jak zacząć się wzajemnie zabawiać w poznawanie się, w przekraczanie barier, w odwiedzanie się we własnych domach.
Doszliśmy do wstępnego wniosku, że lepiej zacząć skromnie od tych Polaków, którzy dają sobie radę z angielskim, że impreza musi obejmować atrakcje zarówno dla dorosłych jak i dla dzieci – dużo ruchu, jakaś muzyka na żywo, może komik, może zawody, np. jak najwolniejsze przejechanie rowerkiem odcinka Sali Bed dotykania piętami podłogi. A potem może jeszcze jakiś filmik. Ale powoli. Jutro Jerry wyjeżdża na dwa tygodnie do Hiszpanii, macierzystego kraju swojej żony. W międzyczasie Grzegorz rozpuści wici po swoich znajomych. Ja trochę też pogłówkuję, i może Wy, drodzy nadawacze, coś mi podsuniecie. Z góry dziękuję.
Dodany: 5.07.2010 01:45:10 przez wbibrowski (4.38)


O Mnie
Pokaż profil wbibrowski
wbibrowski (4.38)
mężczyzna, lat 79, Kilcoole, Irlandia
Dorobiłem się już lat 65+, ale los obdarzył mnie długoletnim genem, którego karmię zamiłowaniem do ruchu w formie biegania, pedałowania, pływania i ciągłego główkowania ku urozmaiceniu sobie życia. Niedawno wraz z moją małżonką i pięcio i pół letnim



Ostatnie Komentarze




Blogi innych użytkowników
Pokaż profil
Pokaż profil
Pokaż profil
Pokaż profil
Pokaż profil
Pokaż profil