Jaki byl tytul filmu, nie pamietam, ale gral tam Bruce Willis i ogladalam go w kinie. Rodzina siedzi przy stole, kolacja, wszyscy opowiadaja sobie swoje UP i DOWN tego dnia.
Co bylo najbardziej pozytywne, podnoszace na duchu, mile i to najgorsze, najbardziej wstydliwe lub nieprzyjemne wydarzenie danego dnia.
Przemieszczasz sie, zmieniasz miejsca na planecie, ale jesli zagrzejesz jakies na dluzsza chwile, mijasz te same geby w tych samych porach.
od paru miesiecy w drodze do pracy mijamy sie prawie codziennie.
zawsze sobie spiewa.
po raz pierwszy zapadl mi w pamieci ubrany w elegancki plaszcz, buty...szalik, czzapka, wszystko gustownie dobrane, w tym samym kolorze.
I czerwone rekawiczki.
Spiewajaco i usmiechajaco nie szedl, a bujal sie do pracy.
Chodzacy pozytyw.
Dzis podnoszac opuchniety ryjek znad ziemi zlapalam go wzrokiem w ostatniej chwili: Jak zwykle szykowny, z kijami golfowymi jak maly chlopiec cieszacy sie juz na zabawe po pracy. spiewajacy jak zwykle .
Oddalam usmiech szeroko i szczerze.
Up tego poranka.
Lubię Bruca:-) Zawsze urzekał mnie ten jego sarkastyczny uśmieszek i głęboko skrywany gdzieś wewnątrz, mały, przerażony chłopiec... Lubię go nadal.