Czasem brakuje mi tego słowa o poranku, gdy otwieram zaspane oczy i odkrywam, że Krzysiek poszedł już do pracy, a na łóżku został tylko odciśniety jego kształt. Zresztą nawet w weekendy, rzadko zdarza się, żebyśy wstawali o zbliżonej porze, żebym mogła przytulić się do niego, takiego ciepłego i zaspanego. Nie ma w tym niczyjej winy, nasze rozkłady dnia i upodobania są różne. Tylko czasem w dni takie jak dzis, gdy za oknem szaleje wiatr szarpiąc moimi daliami i koperkiem, wzbiera we mnie tęsknota...
Krzysiek obecnie wychodzi o 6:20, ja o 8:50 i zawsze daje mi buziaka i bardzo to lubie. Ogólnie jesteśmy dla siebie czuli i lubimy okazywać sobie uczucia. Tylko czasem chciałabym móc patrzyć na niego jak się zaczyna budzić, jak słońce pieści jgo twarz. Chyba zacznę nastawiać budzik w niedzielę, żeby się budzić przed nim :)
My się zawsze budzimy wychodząc, bo też pracujemy w różnych porach. Może też się nawzajem budźcie pocałunkiem wychodząc czy wracając?