nie mam dziś siły na pisanie, może za kilka dni gdy kilka spraw się wyjaśni będę mogła o tym napisać. A tymczasem oglądnę sobie zdjęcia z Ibizy i uśmiechnę się przez łzy
Czasem się zastanawiam czemu czas leci tak szybko. Niedawno zaczynałam pracę a tu się już minął rok. A z drugiej strony czuję się jakbym pracowała tu wieki. Czas ucieka mi przez palce, denerwuje mnie to, że dni mijają a ja stoję w miejscu. Wszystko co planuję jakoś umyka, nie udaje mi się zrobić nic konkretnego. Wracam z pracy, robię obiad, trochę czasu na necie, jakieś pranie, czasem film i nagle czas iść spać i tak dzień w dzień, tydzień za tygodniem a we mnie narasta złość i gniew na samą siebie, że kapcanieję.
mam dziś dzień z gatunku - nie opuszczaj łóżka. Rano zaplątałam się w koc i próbując się odplątać spadłam nabijając sobi guza. W pracy awantura i to konkretna i czar chmury nad moją głową, potem niezbyt przyjemne wieści od siostry, telefon od lekarza i na koniec 20 min z głową nad umywalką czekając aż krew z nosa przestanie kapać. Fajnie co?
ale takie dni zdarzają się każdemu z nas. W związku z tym zaraz zabiorę zjem obiad, zasiądę na kanapie z dobrą książką oraz herbatą i zapomnę o tym co było nieudane skupiając się na przyjemnej chwili
zaliczyłam wczoraj standardową kłótnię z mamą, powtarza się mniej więcej raz na kilka miesięcy. Jej podejście do religii i kościoła, w myśl zasady - co ludzie powiedzą i moje podejście do kościoła czyli mocno zdystansowane. Efektem jest to, że ona próbuje wywołać u mnie wyrzuty sumienia tym, że sporadycznie zjawiam się w kościele, tym, że nie chcę mieć dzieci(bo to przecież nakaz małżonków mieć dzieci), a ja próbuję wytłumaczyć jej, że mam prawo do własnego życia, że to są moje decyzje, ale jak grochem o ścianę i z każdym rokiem jest gorzej. Kocham ją ale ciężko mi jest ją zrozumieć. Czy wszystkie mamy tak mają?
Wczoraj wróciliśmy z urlopu. Wyczekiwanego od dawna tygodnia na Ibizie. Nasza bardzo zaległa podróż poślubna. Było cudownie, pogoda przepiękna, upały około 30 - 32 st. Słońce prażyło większą część czasu. Mąż był cudowny. Dawno nie byłam tak zakochana i wypoczęta.
Odwiedziliśmy kuror o nazwie Calla Llonga
Jest to niewielka wioska na południu wyspy. Kilka knajpek, kilka sklepów, 3 hotele, mała plaża ot to wszystko. I to było to czego potrzebowaliśmy. Spokój, relaks, spacery wieczorem po plaży, dużo snu, wspólne wygłupy w basenie.
Do minusów wyspy zaliczam:
Ibiza Town, najbardziej śmierdzące odchodami miasto w jakim byłam. Upał + obsikane mury = ewakuacja konieczna.
San Antonio na każdym kroku zaczepiał nas ktoś sprzedający kradzione rzeczy, narkotyki lub siebie. Takie rozrywki nie dla mnie.