nie mam dziś siły na pisanie, może za kilka dni gdy kilka spraw się wyjaśni będę mogła o tym napisać. A tymczasem oglądnę sobie zdjęcia z Ibizy i uśmiechnę się przez łzy
Dodany: 10.07.2008 10:23:07 przez Saurelin (4.52)


Czasem się zastanawiam czemu czas leci tak szybko. Niedawno zaczynałam pracę a tu się już minął rok. A z drugiej strony czuję się jakbym pracowała tu wieki. Czas ucieka mi przez palce, denerwuje mnie to, że dni mijają a ja stoję w miejscu. Wszystko co planuję jakoś umyka, nie udaje mi się zrobić nic konkretnego. Wracam z pracy, robię obiad, trochę czasu na necie, jakieś pranie, czasem film i nagle czas iść spać i tak dzień w dzień, tydzień za tygodniem a we mnie narasta złość i gniew na samą siebie, że kapcanieję.
Dodany: 9.07.2008 08:01:09 przez Saurelin (4.52)


mam dziś dzień z gatunku - nie opuszczaj łóżka. Rano zaplątałam się w koc i próbując się odplątać spadłam nabijając sobi guza. W pracy awantura i to konkretna i czar chmury nad moją głową, potem niezbyt przyjemne wieści od siostry, telefon od lekarza i na koniec 20 min z głową nad umywalką czekając aż krew z nosa przestanie kapać. Fajnie co?

ale takie dni zdarzają się każdemu z nas. W związku z tym zaraz zabiorę zjem obiad, zasiądę na kanapie z dobrą książką oraz herbatą i zapomnę o tym co było nieudane skupiając się na przyjemnej chwili
Dodany: 8.07.2008 09:07:07 przez Saurelin (4.52)


zaliczyłam wczoraj standardową kłótnię z mamą, powtarza się mniej więcej raz na kilka miesięcy. Jej podejście do religii i kościoła, w myśl zasady - co ludzie powiedzą i moje podejście do kościoła czyli mocno zdystansowane. Efektem jest to, że ona próbuje wywołać u mnie wyrzuty sumienia tym, że sporadycznie zjawiam się w kościele, tym, że nie chcę mieć dzieci(bo to przecież nakaz małżonków mieć dzieci), a ja próbuję wytłumaczyć jej, że mam prawo do własnego życia, że to są moje decyzje, ale jak grochem o ścianę i z każdym rokiem jest gorzej. Kocham ją ale ciężko mi jest ją zrozumieć. Czy wszystkie mamy tak mają?
Dodany: 7.07.2008 10:28:02 przez Saurelin (4.52)


Wczoraj wróciliśmy z urlopu. Wyczekiwanego od dawna tygodnia na Ibizie. Nasza bardzo zaległa podróż poślubna. Było cudownie, pogoda przepiękna, upały około 30 - 32 st. Słońce prażyło większą część czasu. Mąż był cudowny. Dawno nie byłam tak zakochana i wypoczęta.
Odwiedziliśmy kuror o nazwie Calla Llonga
Jest to niewielka wioska na południu wyspy. Kilka knajpek, kilka sklepów, 3 hotele, mała plaża ot to wszystko. I to było to czego potrzebowaliśmy. Spokój, relaks, spacery wieczorem po plaży, dużo snu, wspólne wygłupy w basenie.


Do minusów wyspy zaliczam:
Ibiza Town, najbardziej śmierdzące odchodami miasto w jakim byłam. Upał + obsikane mury = ewakuacja konieczna.
San Antonio na każdym kroku zaczepiał nas ktoś sprzedający kradzione rzeczy, narkotyki lub siebie. Takie rozrywki nie dla mnie.

Dodany: 6.07.2008 10:01:32 przez Saurelin (4.52)



Więcej:    
3
O Mnie
Pokaż profil Saurelin
Saurelin (4.52)
kobieta, lat 43, Dublin, Irlandia
coś innego niż dotychczasowe blogi czyli raczej nie kulinarnie



Ostatnie Komentarze
Pokaż profil
Heroina (4.20) dodał(a) komentarz do wpisu taniec
ostatnio


Poprzednie Wpisy


Kto Obserwuje Tego Bloga?
Wszystkich obserwujących: 1

Blogi innych użytkowników
Pokaż profil
Pokaż profil
Pokaż profil
Pokaż profil
Pokaż profil
Pokaż profil