nauka, nauka, nauka
stresy, stresy, stresy
jestem bardzo, bardzo zmęczona...
Dodany: 4.12.2009 09:50:19 przez maszka (4.48)


powrócił. Jak co roku. Poducha, mięciutki kocyk i ciągłe dostawy gorącej herbatki. Pobudka o 10.00 - jak się da. Jak się nie da, to dusza cierpi, a ciało polecenia wykonuje z pamięci.

I znów, jak co roku, mówimy o naszym domu - Alaska. Wśród tych poduch i kocyków obsiadamy kominek, gawędzimy o tym co w życiu dobre i oglądamy fimy z ciepłych krajów.
Zima, moi drodzy. Zima priszła.
Dodany: 12.11.2009 04:37:05 przez maszka (4.48)


mam Przyjaciół.
mam Miłość.
mam siebie z trudem odzyskaną.
i poczucie, że to właśnie to miejsce, ten czas.

czego mi brak?
planu na przyszłość
żalu o przeszłość
goryczy przekonania, że życie jest gdzie indziej.

mam ufność, że jest tak jak być powinno
i pewność, że każdy może ją mieć

muzyczna ilustracja trąci może myszką, ale dla mnie jest jak najbardziej na czasie
Dodany: 29.10.2009 06:11:42 przez maszka (4.48)


generalnie wywołuje we mnie lęk. Kojarzy się z niebezpieczeństwem. Nie wiem, jak się z dziećmi rozmawia, jak się je trzyma, żeby nie wypadły, nie wiem jak się nimi zajmować, a już na pewno jak wychowywać.
Noworodki napawają mnie nieśmiałą ciekawością, trochę jak "obcy" za pancerną szybą. Gdy znajdują się zbyt blisko truchleję, ale nie mogę oderwać od nich oczu. Ich boskość jest zbyt namacalna. Nie mam wątpliwości, że są cudem. Cudem, do którego nie dorosłam.
O dziecko trzeba się troszczyć, dziecko to odpowiedzialność. Dziecko to zmiana wszystkiego, czego być może wcale nie chcesz zmieniać.

Ale dziecko to też miłość. I czasem nawet ja to widzę.
Dziś oswajałam CUD. Kejti wręczyła mi swojego synka bez chwili namysłu z którejkolwiek strony. To było jak otwarcie wielkich szklanych drzwi do świata, który wprawdzie widzialam, ale miałam do niego dostępu.
Poziom mojego wzruszenia dalece przekroczył wszelkie niepokoje...
Dodany: 21.10.2009 07:31:49 przez maszka (4.48)


urodziła dziś rano synka.
Kejti jest moją najbliższą kuzynką, mieszkającą zaledwie kilkanaście kilometrów ode mnie. Jestem bardzo wzruszona jej szczęściem i... pełna niesmaku wobec siebie o brak z nią kontaktu w ostatnich miesiącach. Nie wiem, czy mnie potrzebowała, też nigdy o tę relację nie zabiegała - teraz to jednak bez znaczenia, nie cofnę z tego czasu ani minuty.
Dziś chciałabym uczestniczyć w jej radości i czuję, że kompletnie nie mam do tego prawa.
Co mi to mówi o mnie?

W całym tym emocjonalnym zaplątaniu, poszukiwaniu siebie; w nauce dbania o tych, na których mi zależy, wciąż o kimś zapominam, wciąż jestem nie dość uważna. Dziesiątki razy chciałam zadzwonić, umówić się na herbatę, ale zawsze coś stało na przeszkodzie, zawsze było coś ważniejszego.
I wciąż jeszcze był na to czas...

Nie wiem, czy to mój odwieczny problem z Rodziną, że z racji naszej historii, czy geograficznych ograniczeń, jest mi dalszą niż przyjaciele - czy może chroniczne jakieś przyzwyczajenie, że sprawy WAŻNE odkłada się "na potem".

Lekcja na dziś:
pewnych zaległości nie da się nadrobić, więc jeśli przychodzi chęć, by coś uczynić, nie wolno z tym zwlekać ani minuty.

Kto mnie zna, wie, jak cholernie mi z tym podle....
Dodany: 20.10.2009 11:32:41 przez maszka (4.48)


przynosiła jakieś zmiany. Zazwyczaj robiła sporo zamieszania, dzieliła, tasowała, reorganizowała życie. Bilans tych roszad był zazwyczaj dodatni, nawet jeśli pozory zrazu mówiły co innego. Każdej oczekiwałam z podekscytowaniem, ale i obawą. Były jak karty Tarota - tajemnicze, niepokojące, a los, który wieszczyły nie do uniknięcia. Dla mnie niezmiennie rok kończył się i zaczynał jesienią.

Najszczęśliwsze moje dni, narodziny i spełnienia miłości; bolesne rozstania, wzruszenia, gorzkimi łzami pisane pożegnania - wielkie chwile i znaczące daty - rozkwitają wraz z czerwienią liści, w kolejnych kalendarzach nowe celebracje. Wiele rocznic mi jesień przynosi.

Tegoroczna jest najpiękniejszą jaką widziałam w Irlandii. Złoto na drzewach, zapamiętane podczas spacerów pełnymi kasztanowców łódzkimi parkami, dziś odbija się w oczach, tańczy płomieniem w przeglądających się w rzece koronach.
Cudownie piękna, złota irlandzka jesień...

A we mnie spokój i cisza mącone jedynie krzykiem przelatujących nad głową ptaków. Wolniejszy krok, dłuższe minuty. I żar, który mimo temperatur, ta jesień mi przywróciła.
- Będę ciepło myślał o tobie tej nocy.
- A ja będę ciepło o tobie śniła...
Chyba jestem u kresu bardzo długiej i wyczerpującej drogi...
Dodany: 13.10.2009 12:32:50 przez maszka (4.48)


gdy byłam jeszcze baaardzo smutnym dziewczątkiem, przyśnił mi się pewien sen. Sen był zdecydowanie audio, bo nie pamiętam, żebym widziała wtedy jakikolwiek obraz. I w tym otóż śnie, przemawiał do mnie Głos. A sens tego co mówił zapadł we mnie tak głęboko, że noszę go po dziś dzień.

Głos ze snu dał mi na własność jeden dzień w roku. Obiecał, że wszystko co tego dnia się wydarzy, będzie dla mnie z gruntu dobre i ze specjalna dedykacją. Ot - taki mój dzień. ZAWSZE najlepszy...

To było w nocy z 6 na 7 października 20 lat temu. Ale przez te lata 7 dzień października stał się ważniejszy niż urodziny, niż wszystkie inne święta. Z czasem jego magia zaczęła promieniować i na inne dni roku, z czasem uwierzyłam, że każdy dzień może być moim. Mimo to, celebruję go rokrocznie, na pamiątkę tamtej wiadomości, którą od Wszechświata dostałam.

Gorąco wierzę, że wiele takich przekazów w życiu dostajemy. Czy wszystkie jesteśmy w stanie odczytać?
Dodany: 8.10.2009 01:42:09 przez maszka (4.48)


starej kamienicy na najważniejszej ulicy Łodzi. Trochę obskurny, trochę odrapany, z dającą słabe oświetlenie lampą pod sufitem. Nie było na czym siedzieć - za pufy służyły nam jakieś ulotki czy broszury powiązane w grube paczki. Ale brak krzeseł, czy wątpliwa uroda pomieszczenia nie stanowiły problemu. Każdy z nas, z - wtedy - ośmiooosobowej grupy, byłby tam nawet, gdybyśmy musieli zasiąść na podłodze.

Przyszłam, bo miałam silną potrzebę zrozumienia i nazwania tego co czuję, bo zbyt długo się miotałam w rzeczywistości, zbyt wąską stała się krawędź, po której stąpałam.
To było 19 lat temu, dokładnie 5 października.

Ludzie, których tam wówczas spotkałam towarzyszyli mi przez wiele następnych lat. Ale trzy kobiety z tamtej grupy nastolatków są w moim życiu do dziś. Mimo zmian scenografii i okoliczności, mimo burz, jakie przetoczyły się przez nasze życiorysy, ta przyjaźń jest trwalsza niż większość "stałych" w moim życiu. Przetrwała niejedną miłość, pracę; moje małżeństwo, wreszcie emigrację. I trwa dłużej niż moje życie przed nią

Od 19 lat razem, choć różne miasta, różne kraje - nasze zbyt rzadkie dziś spotkania pokazują, że i czas i dystans to sprawy względne. Nie chcę wiedzieć, jak wyglądałoby moje życie bez nich.

Za Przyjaźń dziś wieczorem lampke wina wychylę
Wciąż wydaje mi się najważniejszą wartością.
Dodany: 5.10.2009 05:38:46 przez maszka (4.48)


walczyły dziś na przedwieczornym niebie. Błyskały złotem w błękicie zawieszone tuż nad głową strzępy ogromnych piór. Kłęby kurzu jak nad ubitą ziemią, a może to już popioły - ciemne, spiętrzone na porysowanym krwawo tle.

- Spłonęły, ale jutro znów zawalczą o ten skrawek nieba nad nami...
Jeśli tylko pogoda pozwoli, może znów obejrzymy to chmur przedstawienie.
Niebo jest sceną dla baśni, które rodzą się w naszych oczach.
Uwielbiam to co w nim widzę...
Dodany: 5.10.2009 12:00:00 przez maszka (4.48)


wyprzedziła zegarki i przeszła na czas zimowy. Godząc się wreszcie z nieodwołalnym odejściem bardzo dyskretnego w tym roku lata, wyciągnęłam z rupieciarni ogromną walizę, zataszczyłam ją do sypialni, i otworzyłam z ciężkim sercem . Ze środka spojrzały na mnie zimowe płaszcze, rękawiczki i swetry.

Po całej operacji wymiany garderoby przyjrzałam się wnętrzu swojej szafy i - jak to ja - nie umknęłam refleksjom. Bo po pierwsze, moja szafa zmieniła barwy: zdecydowanie przybyło jej brązów, szarości i fioletów, lekkie kremy i czyste biele ustąpiły miejsca przybrudzonym zieleniom. Zrobiło się ciemniej i jakby ciężej. Zdecydowanie smutniej.

Ale też dużo przestronniej. Bo chowając w przepastną głębię walizy letnie fatałaszki i wieszając w szafie całą "kolekcję zimową", suma sumarum straciłam około połowy zawartości, co - jako osobę zamieszkującą tę deszczowa krainę - stawia mnie w rzędzie nie lada optymistów. W końcu połowę mojej garderoby da się nosić wyłącznie w upały

I jeszcze:
Patrząc na zapełniające wieszaki ubrania widzę, że dużą część z nich stanowią swetry i koszule Kolegi. I jakoś ciepło mi się na sercu robi, że ta szafa jeszcze do niedawna tylko moja, dziś jest i jego szafą.
Rok temu nie uwierzyłabym, że to dzielenie się przestrzenią tak będzie mnie cieszyć
Dodany: 3.10.2009 10:35:53 przez maszka (4.48)



Więcej:    
3
O Mnie
Pokaż profil maszka
maszka (4.48)
kobieta, lat 50, Limerick, Irlandia
pozostalości po myślach nietrwałych



Ostatnie Komentarze
Pokaż profil
prosty11 (3.91) dodał(a) komentarz do wpisu przeraża mnie
ostatnio


Poprzednie Wpisy


Kto Obserwuje Tego Bloga?

Blogi innych użytkowników
Pokaż profil
Pokaż profil
Pokaż profil
Pokaż profil
Pokaż profil
Pokaż profil