Jak większość z was mam blog.
Prowadzę ten swój blog od kilku lat, w takiej czy innej formie, z takim czy innym sukcesem, a powody jego stworzenia były bardzo proste. Szukałem czegoś w rodzaju brudnopisu, sposobu na eksperymentowanie z różnymi stylami pisania, no i oczywiście bezpośredniego kontaktu ze swoimi czytelnikami. Komentarze do poszczególnych artykułów pojawiały się rzadko, jeśli już, to przeważnie brzmiały przychylnie („Chciałem tylko napisać, jak bardzo mi się podobało...”
. Z czasem, zaczynam sądzić, iż blogowanie, to po prostu ładowanie słów do armaty wycelowanej w kosmos. Tylko czytelnik trzyma to w realu. Chcę powiedzieć, że coraz trudniej jest utrzymać dawny entuzjazm, a wśród przyczyn, na pierwszym miejscu stawiłbym tę chorobliwie rozpędzoną naturę kultury Internetowej. Zawsze mi przypomina, że w porównaniu z innymi, nie dotrzymuję kroku armii zarządzających treścią dookoła, ogarniętych obsesją wylewania z siebie newsów i infobitów 24 / 7 , nawet, kiedy przeciętny czytelnik już ledwo się odgruzowuje z nasypu informacji.
Tutaj pogrzebany jest największy mankament mentalności medialnej: dostarczanie informacji teraz, w tej chwili i natychmiast to nie tylko ważne, ale i najistotniejsze dla egzystencji człowieka ery informatycznej - głupota nie z tej ziemi. 9 na 10 newsów może spokojnie przeczekać do następnego dnia, lub i później.
Niepokojące dla sieci jest to, że epidemia rozprzestrzenia się coraz szybciej, i każdy chce grać.
Jak to wygląda od strony czytelnika. Post na jego ulubionym blogu, który znalazł się w archiwum już nie istnieje, niezależnie od tego jak pilny i aktualny był. W czasach, kiedy miliony stron internetowych domaga się zwrócenia uwagi na aktualną treść, połączone z czatowaniem, skypowaniem, graniem i mailowaniem, nie ignorując codziennych zadań, jak bankowanie, e-zakupy, e-rachunki – to kto ma tyle czasu by się odkopać z tego gruzu.
Posty, które jakościowo różnią się od innych może przetrwają, ale reszta staje się upiorami internetowymi zanim je jeszcze przeczytano. I tutaj mowa o czasami naprawdę ciekawych esejach i twórczej pracy, które przegrywają z odnośnikami do video klipu kota puszczającego bąki czy sklepu z meblami zdobionymi ludzkimi czaszkami. Jeśli czytelnik wróci do „ciekawego ” postu, jest szansa, że zostanie on uratowany.
Rzeczy nie wyglądają lepiej po stronie piszącego. Niedawno, badania w USA wskazały na przypadek 3 blogowiczów, których problemy kardiologiczne, przynajmniej w części , były ściśle związane ze stresem pod jakim znaleźli się w dążeniu do newsów z ostatnej chwili. Ujmując to w jednym cytatem Mike’a Arrington’a (www.techcrunch.com): ”W którymś momencie albo dostanę załamania nerwowego i wyląduję w szpitalu, albo zdarzy się coś innego. To nie do wytrzymania”.
Nie jest. A nawet gorzej. Im dalej idziemy tą drogą, tym więcej ludzi wypala się próbując temu sprostać. Problem w tym, że cofnąć tego się praktycznie nie da. Ludzie domagają się show z wszystkiego co dzieje się pod słońcem minutę po minucie. I tutaj wystarczy jeden blog, który wciągnie wszystkich w wojnę na treści.
Wszystko to wróży źle przedsiębiorstwom, ale jest jeszcze gorzej dla prywatnych osób. Jest nie tylko zaraźliwe, ale i uzależniające, zanim nawet dopamina zaczyna działać na widok wiadomości „Dodano nowy komentarz”. Pierwsze skrzypce zaczyna grać „blogobowiązek” do nieznanej ilości czytelników czytających Twoje posty, nadających sens twojego istnienia na planecie.
Mając wygodne miejsce gdzie można publikować swoje posty to wielka frajda. Możesz spotkać sporo ciekawych ludzi choć na krótko i przelotnie, wydarza się coś co nadaje wartość wydarzeniu. Ja to robię od lata i pomimo narzekania prawdopodobnie będę to robił nadal. Nie, nie mam zamiaru reklamować www.integria24.com/irishfiles. Byłoby to dość niezręczne. Z pewnością nie będę dalej namawiał do odwiedzin www.integria24.com/irishfiles, ani nie będę podawał wskazówek typu „wpisz www.integria24.com/irishfiles” w pasku adresowym swojej ulubionej przeglądarki by w ciągu kilku sekund znaleźć się na www.integria24.com/irishfiles. No chyba, że serwer padł, i wtedy można skorzystać z google.
Być może jest czas odpuścić na trochę i popróbować coś innego. A posty naprzykład uaktualniać raz w miesiącu. A co ? Warto o tym pomyśleć. Do tego czasu jednak pozostaje www.integria24.com/irishfiles. Butów nie trzeba ściągać.
Pozdrawiam