Nam się jeszcze kręci w głowie po uchwalonym budżecie zeszłego tygodnia, i to naturalnie że próbujemy zmniejszyć nasze wydatki. Ale nie pozwólcie by te środki ostrożności poszły na marne.

Bycia sztucznym stało się nieomal naturalne. Sztuczne wychwalanie, sztuczni przyjaciele, a nawet sztuczne biusty są akceptowane, a nawet pożądane, w czasach rozpędzonego Tygrysu Celtyckiego. Teraz, kiedy głaskamy jego miękkie podbrzusze i modlimy się by nie pożarł nas żywcem wraz z dodatkami w postaci papierów wartościowych o ujemnej wartości, to, co najmniej potrzebujemy jest sztuczna ekonomia. Jak przysłowie perskie mówi, nie jestem wystarczająco bogaty by kupować tanie rzeczy.

Przygotowanie własnej listy zakupów przed udaniem się do sklepu i rozsądne oszczędzanie ma sens, lecz pilnuj cię się przed tak zwanymi oszczędnościami, które mogą kosztować o wiele więcej.

21 wskazówki sztucznej ekonomii, których należy się wystrzegać znajdziesz na mojej stronie.

Good luck w sklepach
Dodany: 17.04.2009 08:00:33 przez tsanyo (4.34)


Wszystkie media irlandzkie, od The Independent po Radio Craic, zwróciły uwagę na fakt, że tegoroczne święta Wielkanocne w Irlandii były wyjątkowe. Z powodów, jakich w Polsce zwracano uwagę jakieś 30 lat temu – zwiększona frekwencja. Jeszcze kilka dni po Wielkim Piątku słychać komentarze zdumionych obserwatorów do tego co się wydarzyło. Kościoły były oblężone, a w rezurekcjach uczestniczyła niewyobrażalna od lat ilość wiernych. Najstarszy sklep rybny Wrights of Howth nie pamięta takich długich kolejek po rybę od czasu swojego otwarcia w 1892 roku. Czy to wszystko jest efektem recesji? Wszyscy są tak zaskoczeni, że nie wiedza co o tym myśleć, a eksperci dopiero będą to badać. A ja się zastanawiam co dalej. Jeśli Irlandczycy pójdą drogą Polski sprzed 20 lat, to co mnie tutaj czeka – solidarność, Okrągły Stół i IPN. No...nie wiem. (cały tekst na mojej stronie internetowej)
Dodany: 13.04.2009 11:12:27 przez tsanyo (4.34)


Pokaż profil januszs
Tak bylo,jest i bedzie.Jak trwoga to do Boga.Ludzie zapominaja o Stworcy jak sa pelne tylki.
dodany przez: januszs (4.04)   kiedy: 2009-04-13 20:39:47

Od jakiegos czasu zastanawiałem się nad definicją obecnego kryzysu, oczywiście nie zawodowo, aż trafiłem na zdumewająco logiczne określenie podczas dyskusji w Q 102 (btw, polecam, fajna stacja ). Czy wiedzieliście, że to co przeżywamy teraz to pre-boom recession. W wolnym tłumaczeniu recesja przed boom'em. No tak, Irlandczycy szykuja sie do następnego boom'u. Od razu zrobiło mi się lżej.
Miłego dnia i nie pozwólcie by boom was ominął.
Dodany: 26.03.2009 10:37:18 przez tsanyo (4.34)


Pokaż profil kaer.morhen
I jak tu ich nie lubic....
dodany przez: kaer.morhen (4.51)   kiedy: 2009-03-26 17:39:03

Załatwiony przez 10-godzinne spóźnienie i 300 jurków mniej w kieszeni w drodze do Hiszpanii na rodzimych „tanich liniach” Dubliniec Paul Kilduff knuje zemstę – chce polecieć do każdego kraju w Europie na tych samych warunkach, pozostawiając swoją godność na pastwę linii. Zaopatrzony w mniej niż 10 kg bagażu godzi się na mordercze ranne odloty o 6.00, brnie przez tłumy odprawiających się niczym w meczu rugby o puchar Sześciu Narodów, odbywa niespodziewane wycieczki autokarowe i doświadcza prawdopodobnie najgorszą obsługę na pokładzie.
Kilduff leci do miejsc, do których nigdy przedtem nie wiedział, że ma ochotę polecieć, które znajdują się w nie do końca znanych punktach na globie, bez pewności co tak naprawdę będzie tam robił, włącznie z takimi miastami jak przepiękne Beauvais, kosmpolityczne Charleroi, naszpikowane elektroniką Eindhoven, rajskie Haugesund i egzotyczne Tampere. Ruinair leci do każdej chatki w Europie: Altenburg, Billund, Brno, Lamezia, Pau, Vaxjo (to ostatnie brzmi jak płyn do czyszczenia toalet), Weeze, Zadar oraz Baden-Baden, nazwa tak trudna do zapamiętania, że trzeba ją powtórzyć . I to wszystko na pokładzie tanich Irlandzkich linii, przewoźnika, którego właściciele określają siebie jako „obleśnych sk...li”, którego samoloty latają nie z punktu A do punktu B, jak należy się spodziewać, lecz z punktu niedaleko A do punktu w pobliżu B, każdy kilogram bagażu traktuje jak złoto i pobiera opłaty za odprawę lub wózki inwalidzkie.
Główne zajęcie załogi podczas lotu to sprzedawanie pigułek na kac i zdrapki loteryjne, a pod koniec lotu desperacko szuka lotniska i często ląduje na niewłaściwym. Właściciele firmy w wolnych chwilach procesują się z własnymi pilotami i guzik ich obchodzi los pasażerów. W tym mizernym akcie pan-Europejskiej ekspansji Paul przekazuje milionom pasażerów rocznie swoją maksymę – nie wkurzaj się, tylko dopnij swego, kup bilet za 1 cent.
Dodany: 9.03.2009 01:30:47 przez tsanyo (4.34)


Jak większość z was mam blog.
Prowadzę ten swój blog od kilku lat, w takiej czy innej formie, z takim czy innym sukcesem, a powody jego stworzenia były bardzo proste. Szukałem czegoś w rodzaju brudnopisu, sposobu na eksperymentowanie z różnymi stylami pisania, no i oczywiście bezpośredniego kontaktu ze swoimi czytelnikami. Komentarze do poszczególnych artykułów pojawiały się rzadko, jeśli już, to przeważnie brzmiały przychylnie („Chciałem tylko napisać, jak bardzo mi się podobało...”. Z czasem, zaczynam sądzić, iż blogowanie, to po prostu ładowanie słów do armaty wycelowanej w kosmos. Tylko czytelnik trzyma to w realu. Chcę powiedzieć, że coraz trudniej jest utrzymać dawny entuzjazm, a wśród przyczyn, na pierwszym miejscu stawiłbym tę chorobliwie rozpędzoną naturę kultury Internetowej. Zawsze mi przypomina, że w porównaniu z innymi, nie dotrzymuję kroku armii zarządzających treścią dookoła, ogarniętych obsesją wylewania z siebie newsów i infobitów 24 / 7 , nawet, kiedy przeciętny czytelnik już ledwo się odgruzowuje z nasypu informacji.
Tutaj pogrzebany jest największy mankament mentalności medialnej: dostarczanie informacji teraz, w tej chwili i natychmiast to nie tylko ważne, ale i najistotniejsze dla egzystencji człowieka ery informatycznej - głupota nie z tej ziemi. 9 na 10 newsów może spokojnie przeczekać do następnego dnia, lub i później.
Niepokojące dla sieci jest to, że epidemia rozprzestrzenia się coraz szybciej, i każdy chce grać.
Jak to wygląda od strony czytelnika. Post na jego ulubionym blogu, który znalazł się w archiwum już nie istnieje, niezależnie od tego jak pilny i aktualny był. W czasach, kiedy miliony stron internetowych domaga się zwrócenia uwagi na aktualną treść, połączone z czatowaniem, skypowaniem, graniem i mailowaniem, nie ignorując codziennych zadań, jak bankowanie, e-zakupy, e-rachunki – to kto ma tyle czasu by się odkopać z tego gruzu.
Posty, które jakościowo różnią się od innych może przetrwają, ale reszta staje się upiorami internetowymi zanim je jeszcze przeczytano. I tutaj mowa o czasami naprawdę ciekawych esejach i twórczej pracy, które przegrywają z odnośnikami do video klipu kota puszczającego bąki czy sklepu z meblami zdobionymi ludzkimi czaszkami. Jeśli czytelnik wróci do „ciekawego ” postu, jest szansa, że zostanie on uratowany.
Rzeczy nie wyglądają lepiej po stronie piszącego. Niedawno, badania w USA wskazały na przypadek 3 blogowiczów, których problemy kardiologiczne, przynajmniej w części , były ściśle związane ze stresem pod jakim znaleźli się w dążeniu do newsów z ostatnej chwili. Ujmując to w jednym cytatem Mike’a Arrington’a (www.techcrunch.com): ”W którymś momencie albo dostanę załamania nerwowego i wyląduję w szpitalu, albo zdarzy się coś innego. To nie do wytrzymania”.
Nie jest. A nawet gorzej. Im dalej idziemy tą drogą, tym więcej ludzi wypala się próbując temu sprostać. Problem w tym, że cofnąć tego się praktycznie nie da. Ludzie domagają się show z wszystkiego co dzieje się pod słońcem minutę po minucie. I tutaj wystarczy jeden blog, który wciągnie wszystkich w wojnę na treści.
Wszystko to wróży źle przedsiębiorstwom, ale jest jeszcze gorzej dla prywatnych osób. Jest nie tylko zaraźliwe, ale i uzależniające, zanim nawet dopamina zaczyna działać na widok wiadomości „Dodano nowy komentarz”. Pierwsze skrzypce zaczyna grać „blogobowiązek” do nieznanej ilości czytelników czytających Twoje posty, nadających sens twojego istnienia na planecie.
Mając wygodne miejsce gdzie można publikować swoje posty to wielka frajda. Możesz spotkać sporo ciekawych ludzi choć na krótko i przelotnie, wydarza się coś co nadaje wartość wydarzeniu. Ja to robię od lata i pomimo narzekania prawdopodobnie będę to robił nadal. Nie, nie mam zamiaru reklamować www.integria24.com/irishfiles. Byłoby to dość niezręczne. Z pewnością nie będę dalej namawiał do odwiedzin www.integria24.com/irishfiles, ani nie będę podawał wskazówek typu „wpisz www.integria24.com/irishfiles” w pasku adresowym swojej ulubionej przeglądarki by w ciągu kilku sekund znaleźć się na www.integria24.com/irishfiles. No chyba, że serwer padł, i wtedy można skorzystać z google.
Być może jest czas odpuścić na trochę i popróbować coś innego. A posty naprzykład uaktualniać raz w miesiącu. A co ? Warto o tym pomyśleć. Do tego czasu jednak pozostaje www.integria24.com/irishfiles. Butów nie trzeba ściągać.

Pozdrawiam
Dodany: 7.03.2009 12:44:14 przez tsanyo (4.34)


Pokaż profil valdie68
A ja się odniosę do treści wpisu.
Zgodzę się z teorią, że szalone czasy z szaloną prędkością nas oszałamiają. Nie dotyczy to jednak, póki co, nas. ;)
Zdrówka ;)
dodany przez: valdie68 (3.69)   kiedy: 2009-03-07 14:10:16
Pokaż profil onaion
Witam serdecznie, na bloga zajrzę, ale czy mogę przy okazji zapytać o przetłumaczenie pewnego zdania, które kiedyś usłyszałam, a nie jestem pewna, jak je rozumieć? Otóż zdanie to brzmi: "Do you fancy hooking up?" ( Pytanie zadane w sytuacji towarzyskiej, trochę mnie zaskoczyło i zdziwiło.)
Domyślam się znaczenia, ale proszę o przetłumaczenie.
Dziękuję i pozdrawiam
dodany przez: onaion (3.66)   kiedy: 2009-03-07 13:19:33


Więcej:    
4
O Mnie
Pokaż profil tsanyo
tsanyo (4.34)
mężczyzna, lat 67, Dublin, Irlandia
Help the world communicate



Ostatnie Komentarze


Poprzednie Wpisy


Kto Obserwuje Tego Bloga?

Blogi innych użytkowników
Pokaż profil
Pokaż profil
Pokaż profil
Pokaż profil
Pokaż profil
Pokaż profil