kloce, na których spotkałem Jerriego
Szedłem sobie z żoną i synkiem po betonowych klocach wzdłóż głazów plaży w Kilcoole i nagle zobaczyłem rekina jakieś dwadzieścia metrów od linii brzegu.
Ale zaraz. Coś mu się tam widać z płetwami stało, że się tak jakoś dziwnie odrywały szerokim łukiem gdy on cały przewalał się z boku na bok.
No to już wiecie - to nie był żaden rekin, tylko pływak w ciemnoszarej piance, bo przecież w tym morzu bez pianki nie da rady. Przez chwilę przemieszczaliśmy się równolegle, my tu, pływak tam, aż mój synek zaczął się wspinać po głazach. Wspinanie się po głazach plaży w Kilkoole wymaga koncentracji nawet kiedy się to robi samemu, co dopiero gdy wraz z 5.5-latkiem. Więc pływaka straciłem z oczu. Ale gdy powróciliśmy na solidny grunt betonowych kloców prawie że na niego wpadliśmy. Wciąż w swojej piance, na bosaka, ostrożnie człapał w kierunku parkingu.
– For a moment we were thinking that you a shark Or a seal with some really weired fins – zagadnąłem go wprost i za chwilę dowiedziałem się, że ma na imię Jerry. Nabity energią fal i wiatru z entuzjazmem zaczął nam opisywać smak tego sportu, jego orzeźwiającą moc. Co za kontaktowy gość, pomyślałem sobie. I już dowiedziałem się, że udziela się w lokalnym radiu animując rozmaite pogawędki. Zaprosił nas na piknik, który miał się odbyć na lokalnym stadionie piłkarskim najbliższej niedzieli i chyba nieco zziębnięty pognał do samochodu.
Więc w niedzielę pognaliśmy na piknik. Drużyny Południowej Afryki, Ghany, Portugalii, Niemiec, Paragwaju itd złożone z dzieci w rozmaitym wieku rozgrywały mistrzostwa świata. Jerry biegał z mikrofonem zagrzewając maluchów do walki. Szkoda, pomyślałem sobie, że przynajmniej w tych mikro mistrzostwach świata nie znalazła się drużyna reprezentująca Polskę.
Już jako Ambasador Społeczności Etnicznej (po angielsku z dużych liter – zobacz mój profil) zadzwoniłem do Jerriego, żeby go zapytać, czy mógłby mi jakoś pomóc w wypełnianiu tej funkcji. Zaprosił mnie do siebie i kiedy tak sobie gaworzyliśmy na werandzie jego domku, z domku o dwa domki dalej wyszedł jakiś trzydziesto-parolatek. Jerry powiedział mi abym krzyknął coś do niego po polsku. No bo Polak. Zaraz się do nas dosiadł i oto po raz pierwszy od paru lat wzajemnego sąsiedztwa Jerry i Grzegorz wyszli poza rytualne hallo, hey.
Gadaliśmy o tym jak zacząć się wzajemnie zabawiać w poznawanie się, w przekraczanie barier, w odwiedzanie się we własnych domach.
Doszliśmy do wstępnego wniosku, że lepiej zacząć skromnie od tych Polaków, którzy dają sobie radę z angielskim, że impreza musi obejmować atrakcje zarówno dla dorosłych jak i dla dzieci – dużo ruchu, jakaś muzyka na żywo, może komik, może zawody, np. jak najwolniejsze przejechanie rowerkiem odcinka Sali Bed dotykania piętami podłogi. A potem może jeszcze jakiś filmik. Ale powoli. Jutro Jerry wyjeżdża na dwa tygodnie do Hiszpanii, macierzystego kraju swojej żony. W międzyczasie Grzegorz rozpuści wici po swoich znajomych. Ja trochę też pogłówkuję, i może Wy, drodzy nadawacze, coś mi podsuniecie. Z góry dziękuję.
Dodany: 5.07.2010 01:45:10 przez wbibrowski (4.38)




Komentarze (0)
Nie dodano jeszcze żadnych komentarzy.


Zaloguj się aby dodać komentarz. Zarejestruj się jeżeli nie posiadasz jeszcze konta.
O Mnie
Pokaż profil wbibrowski
wbibrowski (4.38)
mężczyzna, lat 79, Kilcoole, Irlandia
Dorobiłem się już lat 65+, ale los obdarzył mnie długoletnim genem, którego karmię zamiłowaniem do ruchu w formie biegania, pedałowania, pływania i ciągłego główkowania ku urozmaiceniu sobie życia. Niedawno wraz z moją małżonką i pięcio i pół letnim


Poprzednie Wpisy


Blogi innych użytkowników
Pokaż profil
Pokaż profil
Pokaż profil
Pokaż profil
Pokaż profil
Pokaż profil