Failte roimh Eirinn
17 marca 2007 roku. Zbliża się godzina 9.30. Dublin Airport. Około 150 osób na pokładzie. Odetchnęliśmy z ulgą i z uśmiechem przyjęliśmy wiadomość pilota: „Welcome to Ireland!”. Następną część przemowy mniej nas ucieszyła: „Temperatura na zewnątrz 6 stopni, pada rzęsisty deszcz i wieje wiatr”.
Po wyjściu z samolotu podmuch o mało nie odwrócił mi kieszeni na lewą stronę. Stewardessa pokazała nam linię namalowaną żółtą farbą, która miała nas doprowadzić do hallu. Podziękowaliśmy i każdy poszedł w inną stronę. Garda musiała nas zbierać jak kaczki po płycie lotniska i kierować z powrotem na żółtą linię. Co to za kraj? Zawsze czuję się zagubiony, kiedy ktoś próbuje mi wskazać drogę. Zresztą pozostałych 149 pasażerów również...
Fragment książki "Z parasolem przez Irlandię"
Nie dodano jeszcze żadnych komentarzy.