zaliczyłam wczoraj standardową kłótnię z mamą, powtarza się mniej więcej raz na kilka miesięcy. Jej podejście do religii i kościoła, w myśl zasady - co ludzie powiedzą i moje podejście do kościoła czyli mocno zdystansowane. Efektem jest to, że ona próbuje wywołać u mnie wyrzuty sumienia tym, że sporadycznie zjawiam się w kościele, tym, że nie chcę mieć dzieci(bo to przecież nakaz małżonków mieć dzieci), a ja próbuję wytłumaczyć jej, że mam prawo do własnego życia, że to są moje decyzje, ale jak grochem o ścianę i z każdym rokiem jest gorzej. Kocham ją ale ciężko mi jest ją zrozumieć. Czy wszystkie mamy tak mają?
piekło, piekło i wieczne potępienie! powaga, żeby w katolickim kraju...
wszystkie mamy tak maja, ale taka juz ich rola :)
mi jak rodzice marudzili, ze za zadko chodze do kosciola to przestalam wogle chodzic - i nie stalo sie tak na przekor nim, ale z wlasnej woli, chodzilam dla nich przestalam chodzic dla siebie.
Rodzice tak maja - podpisuje sie pod eweliny tekstem: przytakuj i rob swoje :)
a mama po drugiej stronie: "kocham ja, ale ciężko mi jest ją zrozumieć".
przytakuj i rób swoje.
moja tak ma...:)
ale się pogodziła, że do kościoła przestałam chodzić.
żadny powód do dumy, ale odkąd strzeliło mi 20 lat zaniechałam...
w Boga wierze, znam przykazania, nieraz sobie pogadam sama z sobą, a może z Bogiem, ale do KOŚCIOŁA, jako instytucji nie chodze...